30 maja 2014

O obniżonym ilorazie inteligencji Młodej Matki.

Spaceruję sobie (dobra. nie spaceruję. pcham powóz królewicza, kurka fela) ścieżkami mało urokliwej Rumi. Swoją drogą, wszystkie drogi w Rumi prowadzą do kościoła. Serio. Do którejkolwiek uliczki bym nie weszła, zawsze zwieńczeniem jest kościół. Sprytnie, Proboszczu, sprytnie.
Po skończonym wyprowadzaniu wózka na spacer (no bo przecież królewicz, śpi. nic nie kapuje) udaję się do garażu, co by ten powóz tam zostawić (no, wózek zostawiam, ale zawartość wózka zabieram do domu, nie ma to tamto). Otwieram garaż, wchodzę do środka i chcę już wyjąć Kwiata z wózka, ale staram się być zorganizowaną Młodą Matką i wiem, że najpierw muszę trzymać w ręku klucze do mieszkania, co by potem się nie silić i nie gimnastykować z plecakiem, trzymając Kwiata na ramieniu. Właśnie, a gdzie klucze?! Odwieczny problem. Szukam w torbie wózkowej pomiędzy pampersami i maściami na odparzenia. Nie ma. Szukam w plecaku z zabawkami, kocykami, ubrankami. Nie ma. Szukam w koszu pod wózkiem pomiędzy brudnymi pampersami i brudnymi ubrankami. Kurde. Co jest. Przecież zamykałam nimi drzwi! Albo zostawiłam w samochodzie, którym pojechał Kamil? Jak zostawiłam w samochodzie, to przecież Kamil będzie musiał wyjść z pracy i przyjechać do Ru.... o cholipa! Ale się wścieknie, ale będzie tryumfował, ale będzie gadka o niskim poziomie nieogarnięcia i o tym, że nie mogę Mu teraz nic zarzucić. W sumie... rozglądam się po garażu: kartony mleka są, pięć paczek płatków owsianych jest, zgrzewka piwa i wody mineralne są (teraz doceniłam Kamilowe chorobliwe kupowanie nadmiaru produktów!) . Da się ten cały dzień w garażu przeżyć. Na lajcie, dopóki Kamil nie wróci. Kwiat ma przecież bar mleczny czynny całą dobę. Na wypasie. Przeżyjemy. Kocyk jest. Można się położyć. Podusia w wózku jest. Garaż jest Nasz! Ale śmierdzi. Benzyną. Fuj.
Nie no, ok. Dzwonię. Już niech Mu będzie. Wygrał. Jest bardziej ogarnięty tego dnia.
- Kamil?
- Co? 
- Zabij mnie. - i słyszę już to wymowne milczenie, już widzę ten błysk zęba trzonowego wywołanego szerokim uśmiechem.
- Co się stało?
- Nie mam kluczy od domu. Nie mogę ich nigdzie znaleźć. Chyba zostawiłam w samochodzie.
- Niemożliwe. Nie widziałem ich. 
- No, ale ja ich też tu nigdzie nie mam!
- Dobra, pójdę sprawdzić do samochodu. - rozłączyłam się i zaczynam liczyć ile godzin zajmie Mu dojazd do Rumi. Chyba godzinka. Nawet na ponowny spacer nie opłaca się wyjść, a zaraz Kwiat z rykiem się obudzi, że kupa, że śmierdzi, że głodny, że cyc, że mleko. To posiedzę sobie w garażu, no trudno. 
Ale zaraz, zaraz.
Przecież do garażu weszłam, musiałam otworzyć garaż kluczami... a klucze mam na metalowym kółku wszystkie, bez wyjątku, do każdych drzwi rumuńskiej posiadłości! Otwieram garaż, wychodzę na zewnątrz i patrzę, a tam dyndają klucze razem z dyndającym brelokiem tępo uśmiechniętego Chudego rodem z Toy Story. 
- Kamil, mam klucze! Mam! Wisiały w zamku! Przecież musiałam otworzyć nimi garaż, ha ha ha, czy to nie jest śmieszne?! 

ups. chyba nie dosłyszał.

______________________________
a w domu ciągle ulubionym miejscem wszystkich domowników jest łóżko. śpimy, turlamy się, ale tylko jeden osobnik notorycznie je obsikuje....


5 komentarzy:

  1. ha! breloczek ode mnie :P

    OdpowiedzUsuń
  2. Ale Kwiat podobny do Kamila!
    Karola, Kuba tez czesto gesto nie moze znalezc swoich rzeczy,ktore leza w oczywistych miejscach, a jakos ostatnio nie rodzil.. takze tego.. ;-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Co tam robi rozowy nosorozec? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. spostrzegawcza! nosorożec jest darem od Teściowej.
      ulubiona pościel Kamila....

      Usuń
    2. tfu. jednorożec! jednorożec, a nie nosorożec!

      Usuń