29 marca 2013

Wrzaski i trzaski o podłogę.

Wchodzi Kamil do mieszkania. A ja w wielkim barłogu, bo świąteczne sprzątanie zawsze się tak kończy. Zamiast porządku jest wielki barłóg. Burdel, brzydko mówiąc. Postanowiłam trochę wesprzeć Kamila i pomóc Mu w ogarnianiu mieszkania, ale najpiękniejsze miejsce, czyli łazienkę, oddaję w rączki męskie. No i wchodzi taki, o to zdziwiony, że w takim chaosie mnie zastał i pyta taktownie, czy aby mi przypadkiem pomoc nie potrzebna? Mnie już w tym stanie wzbiera złość zawsze najczystsza i najpotężniejsza, ale tłumię ją w sobie. Toć mężczyzna nieśmiało pyta, czy pomóc. Doceń to kobieto, no!
Ale nie, wpadłam na inny podły pomysł, w którym mężczyzna jest w stanie wyświadczyć małą przysługę - zawieźć wszystkie torby, torebeczki, siatki, siateczki do mej Mamusi. Przecie każdy z Nas na święta do swoich domostw wyjeżdża, to i ja muszę się jakoś przetransportować. Kamil spogląda spanikowany na tonę bagażu mego uświadamiając i kalkulując sobie w głowie moją mękę sprzątania i złość zmęczenia jaka we mnie kwitnie, bez zastanowienia odrzeka:
- Oczywiście, kochanie. - włożył nawet płaszcz ten z ładnych i wizytowych, więc serce mi mięknie, bo widać, że podróż do Mamusi traktuje dość poważnie i z szacunkiem. Ładnie. Doceniam. Butów nawet w przedpokoju nie założył, tylko na klatce, bo szanowny Pan szanuje podłogę, co dopiero umytą i wypucowaną. Ładnie. Bardzo ładnie.
Nagle Kamilowi przypomina się, że zima nieustępliwa i rękawiczki z czapką są jeszcze elementem nieodłącznym, to też szanując szanowną podłogę wypucowaną, prosi mnie, żebym zanurzyła swe dłonie w Jego kurtce sportowej. Zawsze się jej bałam, bo ma tysiąc kieszeni i w każdej drzemie potężna dawka grochu z kapustą. Zanurzam się i po chwili łapię za coś materiałowego, co wydawało mi się, że jest czapką. Wyciągam ową rzecz i ku mojemu zdziwieniu ukazuje mi się... skarpetka.
- Kamil, co w kurtce robi skarpetka ?
- Wypadła mi jak szedłem do pracy...
- Skąd Ci skarpetka wypadła.. ?!
- Z nogawki. - Z nogawki ??? Boże drogi. To niesamowite. Rzuciłam skarpetkę na wypucowaną szanowaną i z jękiem wyskoczyłam z mieszkania w ciszy trawiąc swoją złość, taplając się w swojej doskonałości, bo przecież nigdy w życiu bym tak nie postąpiła.
Wsiadamy do autobusu i do mnie dociera, że moja doskonałość nie jest taka doskonała, bo zapomniałam portfela. Nie wiem teraz jak przyznać się przed Kamilem, na którego chciałam być obrażona przez resztę dnia, że o to i ja popełniłam równie karygodny błąd. Ale, co zrobić. Lęk przed mandatem silniejszy. Kamil, jak na prawdziwego mężczyznę przystało, nie skomentował mojego Błędu Dnia i dobrodusznie poszedł kupić karnet u Pana Kierowcy. Kupił, skasował i usiadł. A ja w głowie wyświetlałam slajdy z życia i możliwe miejsca posiadówy portfela. I znalazłam! Przypomniałam sobie, że przecież schowałam go w jednej z trylionowych siatek, które wiozę do Mamusi! A niech to.
- Kamil, wiem, gdzie jest mój portfel.
- Gdzie?
- W siatce, którą trzymasz...
- Twoja złość o skarpetę jest teraz bezpodstawna. Straciłaś to prawo. Przykro mi.

Przegrałam kłótnię z kretesem wychodząc na tym sto razy gorzej. Straciłam 4 złote. Mam nadwyżkę biletów,  które nie są potrzebne. A przede wszystkim - straciłam immunitet.

Dopisek Kamila:
Płaszcz założyłem, ponieważ biegnąc na kolejkę się poślizgnąłem i zaliczyłem posypany ziemią lód. Kurtka i spodnie nadawały się tylko do czyszczenia :P

Skarpetka wypadła mi zupełnie przypadkiem, nie czułem jej w nogawce. Tendencja do ściągania całej dolnej części garderoby, jak pokazuje program kabaretu Hrabi ,,Kobieta i Mężczyzna",  jest u panów dość powszechna. Wadą rozwiązania są oczywiście takie niespodzianki.

Karolina dopisuje:
To ciekawe, że kurtka, którą położyłeś na bielutkim łóżku i na bielutkiej pościeli nadawała się do czyszczenia... to bardzo ciekawa informacja.

Pomyłki kobyłki.

Jak tradycja kościelna nakazuje, parę miesięcy przed ślubem, trzeba zapukać do okna parafialnego i krzyknąć, że ślubu dalej się chce, że wszyscy są zdrowi, i że jeszcze nie skłóceni. 
Tak też i zrobiłam ja, tyle tylko, że zapukałam grzecznie i weszłam przez drzwi, a nie przez okno. 
Wesołe: "Proszę!" zaprasza mnie do wejścia. Przed biurkiem siedzi Ksiądz, którego oczy się świecą, a broda tańczy. Jak weszłam, tak też i mówić zaczęłam:
- Dzień... ee.. Szczęść Boże, ja przyszłam zawiadomić, że ślub się odbędzie i chciałam spytać, czy data i godzina w kalendarzu na parafii wciąż aktualna, bo My to rok temu zarezerwowaliśmy, no i sprawdzić chcieliśmy, czy rezerwacja nie wygasła... 
- A na kiedy ten ślub zamówiony, dziecino droga?
- Na 22 czerwca na godzinę 17, szanowny księże. - Księżulek wertuje w parafialnych notatkach i po chwili uśmiech na twarzy znika, zdziwiony, z przepraszającym głosem mówi:
- Dobrze, że Pani przyszła... bo tutaj takiego ślubu o tej godzinie nie ma... - CO?! Nie ma? Jak to nie ma?  Nie będzie ślubu! Boże, nie będzie ślubu ! 
- Księże, proszę dokładnie spojrzeć. Jeszcze raz. - Ksiądz spogląda, uważniej, wolniej, okiem bliżej przy kartkach.
- Nie, przykro mi. Nie ma o tej godzinie ślubu. Jest na 15 ślub Pani Jakiejśtam i Pana Jakiegoś tam, a na 16 jest ślub Pani Karoliny Wu. i Pana Kamila Ka, więc nie....
- A tak! To Ja! To my! Ojeju! Zapomniałam, że ustaliliśmy ślub na 16. Ha, ha. Śmiesznie.. ee.. to z Bogiem!

I tak o to tym sposobem, dowiedzieliśmy się, że ślub mamy na 16, a nie na 17. 

21 marca 2013

Gitara.



Ja: Ta gitara jest cała zakurzona! Weź ją umyj, odkurz! Ona nie może być taka brudna!
Kamil: Ale to jest męska gitara...

Siedzi sobie taki i gra. I umila czas. W męskim zakurzonym stylu, a co.



15 marca 2013

Studniówka.



Co prawda dzisiaj jest już 98 dni, ale dalej otaczamy się studniówkowym klimatem. Wino i korkowe podstawki nie schodzą ze stołu.
W tym całym fetorze słodkości i w amoku wrażeń rąbnęliśmy się przy zamawianiu zaproszeń.

Kamil dopisuje:
Będziemy mieli nadmiar zaproszeń. DUŻY nadmiar.

jupi ja jej! 

3 marca 2013

Wiosna?

Błoto. Badyle. Roztopy. Wiosna.

Spacerowaliśmy w niedzielne popołudnie po błotnistej Rumi, by dostać się cało i zdrowo do Kościoła w pobliskiej miejscowości. Pod koniec Mszy, Proboszcz parafii wchodzi na ambonę i zdaje relację ze stanu remontowego kościółka:

Proboszcz: Zamówiłem ławki do kościoła. Ale pięcioosobowe. Bo jak siedzi pięć osób w ławce, to wygodniej jest. Babcie nie blokują wejścia do ławek i ogólnie to praktyczniej jest. Bo jak się siedzi w takiej dwunastoosobowej ławce, to najbardziej pokrzywdzeni są parafianie w środku. Biedni nie mogą nawet na kolektę wrzucić, bo ręką nie dosięgają. A i Ksiądz tak daleko tam nie sięgnie. Dlatego pomyślałem o Was i zamówiłem pięcioosobowe ławki!