28 lutego 2012

Zwierzaki, cudaki.





Razu pewnego nieśmiało zagaduję Kamila:
Ja: Proszę. Kupmy zwierzątko. Królika chociaż. Takiego małego...
Kamil: Przecież mamy jeżowca! 

 No i nici z mini Zoo.


Dopisek Kamila: 
Jeżowce to bardzo sympatyczne i praktyczne zwierzątka. Nie karmiłem go, nie wymieniam kamyków ani muszelek. Mimo to ma się dobrze i nie brudzi.

Jeżowce można kupić za parenaście złotych. Ten egzemplarz pochodzi z Chorwacji. Przewieziony autem troszkę się połamał, ale wydaje mi się, że nie można ich przewozić samolotem.

27 lutego 2012

'Dom to nie miejsce, lecz stan.'

Spacerujemy po świeżym, pachnącym drewnem i tynkiem, mieszkaniu.
Zbieramy okoliczny kurz z zapożyczonych mebli. Wstawiamy kwiaty do wazonów. Zapalamy świece i słuchamy odgłosów zza ścian. Sąsiedzi mili i dobroduszni. Raczą Nas nowymi trendami muzycznymi.







Kamil też dokształca sąsiadów z zakresu muzyki rockowej, czy jakiejkolwiek ciężkiej z pogranicza metalu. Trzeba się dokształcać i ukulturniać. Nie ma co. Przyjdzie czas, że będziemy na herbatki zapraszani i o Naszych gustach muzycznych będziemy wiedzieć tyle, że nie starczy Nam czasu na wymienienie się dobrymi bitami.










Kwiatek na parapecie i jeżowiec z Chorwacji. 
To wszystko, co chcemy zapamiętać z tegorocznych wakacji. 
Kwiat już rośnie, choć leniwie. Oddaje cześć współmieszkańcom. 









Kraków.

 Księcia z bajki spotkaliśmy. Pocałować nie było Nam dane. Szyba była przeszkodą trwałą.




Na koniec podróży kwiatki dostałam. Konwalie pachnące do pociągu zabrałam. Tam zwiędły.
... niestety.

Paryż.

Spacerując wąskimi ulicami Paryża marzył Nam się buziak skradziony pod wieżą Eiffla.
Zjadaliśmy pieczone ślimaki ze szpinakiem popijając przy tym francuskie wino.
Wszystko wydawało się snem, choć dość realnym, bo deszczowym.


Dopisek Kamila:
Podróż do tego niesamowitego miasta jest sama w sobie niedroga. My wyruszyliśmy wielosobową ekipą kupując tylko jeden bagaż rejestrowy, który był droższy od pojedynczego biletu. Jedyną niedogodnością, jest to że nie ląduje się na Charles_de_Gaulle tylko oddalonym o godzinę drogi autobusem Beauvais-Tillé. Autobusy kursują co chwilę. Na miejscu polecamy dziesięcio-przejazdowe bilety T+. 

Ślimaki, które można podziwiać na zdjęciu to mrożonka z miejscowego marketu. Ja nie czuję oporu przed jedzeniem zwierzęcia, które na mnie nie patrzy, więc z przyjemnością zajadałem się sympatycznymi winniczkami. Normalnie używa się specjalnych widelczyków ale my poradziliśmy sobie pełnowymiarowymi... fajna zabawa choć najeść się tym trudno.

Główną atrakcją światowej stolicy kultury jest oczywiście Wieża Eiffla. Bilety nie są tanie i ich cena zależy od wielu reczy, takich jak pora roku czy wiek zwiedzającego. Oczywiście to co zobaczymy jest jedyne w swoim rodzaju. Wjazd na wieżę nie jest to najlepszym momentem na przypomnienie sobie o lęku wysokości. O pełnej godzinie budowla rozbłyskuje światłami.

                   Karolina dopisuje: Wtedy Kamil skradł mi buziaka. ^.^

Ze wszystkich najsłynniejszych atrakcji przepadł nam Luwr. Niestety nie trafiliśmy z godziną. Warto to sprawdzić przed wyjazdem.

Ze względu na dużą ilość jadących sprawiliśmy sobie odpowiedni dokument, który wszyscy edytowali i dopisywali swoje uwagi, dzięki czemu byliśmy świetnie zorganizowani, a dodatkowo znajomi wykorzystywali go przy następnych wypadach do Paryża. 

Bardzo dziękujemy Tritanowi i Zosi, za to, że Nas ugościli i nakarmili w klimatycznym malarskim mieszkaniu.














Nie, to nie ciąża. To podmuch wiatru. Taki to mnie psikus spotkał na Placu Pigalle.



Władysławowo.

Wiatr we włosach i wieża widokowa.
Cieknące brzoskwinie i powiew wczesnego lata.
To pamiętamy.




Najtaniej we wszechświecie nie znajdziecie. Tylko we Władysławowie takich bibelotów nakupujecie.

Dopisek Kamila: 
     Był to trochę zaskakujący wyjazd. Głównym motywatorem był szynobus z Gdyni. Nie mieliśmy jakiegoś konkretnego planu. Byliśmy w muzeum motyli nad klubem abstynenta. W klimatycznej latarni morskiej, zwieńczoną posiłkiem na plaży.

Najlepsze z tego wyjazdu było to, że powstało dużo dobrych fotografii.


Pierwszy wpis

Tu będzie coś o Nas. Początkowo miało być tylko dla nas, żeby na wszelki wypadek móc za 10 lat sobie przypomnieć co my w sobie widzieliśmy czy ułatwić potencjalnym dzieciom pracę domową na temat rodziców, eksprementalnie udostępniliśmy się całemu światu, może komuś pomoże to w organizacji wyjazdu (staram się pisać szczegóły dotyczące miejscowości i związanych z tym spraw). Miłej lektury.

Karolina dopisuje:
Kamil się nie zgadza ze mną, ale na tym zdjęciu strasznie widać po Nas jak się cieszymy i jak tryska z Nas entuzjazm (:
Spacerujemy i dużo jemy.
i tym się właśnie podzielimy (: