26 grudnia 2012

Lustro

Ostrzegamy- mało świąteczna notka.


Po długim zwlekaniu zobaczywszy niedużą cenę w jednym z marketów budowlanych, który lubię za wysoką tolerancję pracowników poszczególnych działów na moją nieznajomość tematu, zdecydowaliśmy się na zakup lustra do łazienki.




Przede wszystkim lustro to chyba najdelikatniejsza rzecz jaka może być w stosunku do swoich gabarytów. Już nawet postawienie go na ziemi przypuszczalnie spowoduje jakieś pęknięcie. W łazience oczywiście mamy na ścianie kafelki, co oznacza wiercenie wysokiego ryzyka. Po pięciokrotnym poprawieniu zaznaczonych otworów dodatkowo okleiłem je taśmą, bo znacznie ułatwia mi to orientację. Założyłem wiertła do betonu, nie włączając oczywiście udaru i wziąłem się do roboty. Szkliwo jest potwornie śliskie i nieźle grzeje wiertło, jednak jak już się przez nie przewiercimy, to sama płytka nie stawia żadnego oporu, tak samo jak silkowa ściana do której została przyklejona. Ponieważ lustro nie może odstawać, trzeba sprawdzić czy kołki są poszerzane przy ujściu czy nie. Pierwotnie lustro piekielnie odstawało bujając się przy tym, więc poszerzyłem sam otwór w kafelce wiertłem dwa rozmiary większym i po wkręceniu haków lustro nic już nie odstaje.





Karolina dopisuje:
O ile piękniejsza stała się teraz łazienka dla zbawiennego mego widoku dnia każdego!

Z uwagi na niesamowite poświęcenie i prawie wzorowe powieszenie lustra- pozwoliłam poświęcić noc na Hitman'a. Kamil z uciechy aż zrobił sobie ołtarzyk. A niech Mężczyzna zna dobre serce Kobiety... Nawet się w grę wciągnęłam. Może nie w samą misję tego kolesia, co w zwiedzanie miasta i podziwianie efektów graficznych. Zabijać nie śmiem. Nawet komara, a co dopiero wirtualnych ludzi!



23 grudnia 2012

Romantyczna rozmowa Kochanków.


Rozmowa oczywiście ocenzurowana. Bez zbędnych szczegółów.

Ona: Jak się czujesz?
On: Słabo. Trochę mnie mdli. 
Ona: Leci górą, czy dołem?
On: Tylko górą. A Ty jak się czujesz?
Ona: Leci tylko dołem.
On: Aha. To dobrze.
Ona: Kocham Cię.
On: Kocham Cię.


Grypa żołądkowa ma swoje prawa. Jest nieugięta i pozwala poszerzać horyzonty wspólnego życia.

20 grudnia 2012

Męskie pierniczenie.


Karolina namówiła mnie na pieczenie pierników. Ogólnie spoko, wycinanie przypomina trochę prasowanie i cięcie. Na szczęście nie musiałem dekorować. Najlepszym podręcznym wałkiem okazała się butelka wina obsypana mąką. Same ciastka pieką się kilka minut. 

Karolina dopisuje:
Przypomina cięcie? Cięcie czego?!
W ramach wtopienia się w przedświąteczny klimat zainstalowałam lampki choinkowe na ramę łóżka. Przypomina trochę pokój rodem z agencji towarzyskiej... ale jest świątecznie! 








2 lata męczarni.


Karolina postanowiła uczcić dwa wspólne lata poprzez uwiecznienie mojej (jak widać na załączonych obrazkach) umęczonej twarzy.

Odwiedziliśmy, czego nie ma na zdjęciach, restaurację Eureka, gdzie o ile menu objawia się mało zachęcająco, tak dania wyglądają już dużo korzystniej.

Karolina dopisuje:
2 lata ogarniania, co lubimy, czego nie.
2 lata dochodzenia do tego, o co drugiej osobie chodziło tak naprawdę i czemu się wścieka.
2 lata zastanawiania się jak to mogło dojść do tego, że w końcu padło na to, że podjęliśmy oboje świadomie wspólną decyzję o męczeniu się ze sobą do końca życia...

Dopisek Kamila:
... jak długie by ono nie było...

A w tej Eurece to ten Pan to ja wiem, czemu ma pochmurne te zdjęcia- bo się rok temu oświadczył i nie wiedział, co Go czeka.





10 grudnia 2012

Kalendarz Adwentowy.

Nie ominął Nas okres przygotowań do świąt. Nie, nie. Na początku grudnia zrobiliśmy sobie kalendarz, ale nie cukierkowy, tylko z zadaniami. Żeby się trochę znęcać nad sobą. 10 dni za Nami. 10 zadań wykonanych! Uf! Najgorsze zadanie jak na razie: musiałam wypisać wszystkie swoje mocne i słabe strony. Trochę długo mi to zajęło, a to podobno nie koniec Kamilowej psychoanalizy. Na dziś mam wypisać swoje cele i marzenia. Kto wie, co knuje...
Szablon pobrany z genialnej stronki: Mrprintables. Cudowne różności tam są. Do drukowania. Do kolorowania. Do klejenia.





6 grudnia 2012

Urodzinowa chwila dla Kamila.

Żeby człowiek urodził się w same Mikołajki, to trzeba mieć pecha (: 

Jestem Dobrą Kobietą i kupuję dobre koncertowe prezenty. God Is An Astronaut się udał z zaręczynami na scenie w tle. Dla mnie słodkie. Kamil powstrzymywał torsje. 
Solenizant mówił, że się koncert podobał, więc mogę spać spokojnie.




Dzisiaj jeszcze na szybko w Sioux zamówiliśmy: 'Ekstazę Indianki na kaktusie' i 'Wędrownego kurczaka'. Zamówienie przyjął Pan Kowboj, który zachwalał mój wybór dań. Że niby Indianka w ekstazie i to jeszcze na kaktusie ?? 
Ale wrócimy tam. Niebawem. Na 'Ogony Bizona' i 'Lot Kopniętego Orła'.
czy jakoś tak.












Sto lat, Mój Wodzu ! 



19 listopada 2012

N/RR/CJE

Udało Nam się dotrzeć na Narracje w Gdańsku. Najlepszą atrakcją, według mnie, była możliwość zwiedzania nocą Stoczni Gdańskiej. Wizualizacje dały radę, ale chyba trochę nie rozumiemy sztuki współczesnej. Jest taka.. głęboka. a My tacy płytcy...
Mieliśmy także okazję obejrzeć wystawę "Nauczyciele. Sokrates u Duchampa". Też bardzo głęboka. Tak. Zdecydowanie. Tak.

Dopisek Kamila:
Karolina zapomniała dodać, że była jedna ciekawa narracja. Było to 48 praw władzy (tak naprawdę tylko wybrane prawa), która była demoniczną interpretacją najlepszych przywódczych praktyk. Całość była oprawiona komentarzem, o upiornym głosie zarezerwowanym w grach komputerowych dla demonów. Wizualizacja tłumaczy idęę makiawelicznych wzorców postępowania w postaci ręcznie zmienianych kart, które były wyświetlane na specjalnym rzutniku połączonym z czynnikiem kodów QR. Po zarejestrowaniu symbolu przez kamerę, był on zamieniany w krwawą animację, a wspomniany głos odczytywał zapisany tekst. Dzieło Greena wylądowało na liście moich wymarzonych książek.

Niestety w sztuce współczesnej nie lubię prymitywnej formy i doszukiwania się skomplikowanego przekazu w prostych tworach, więc pozostałe prezentacje średnio przypadły mi do gustu. Rozumiem też, że wydarzenia w Stoczni Gdańskiej były inicjatorem przemian ustrojowych w Europie., lecz czy powinniśmy czcić stoczniowców tak bardzo, jak poprzedni ustrój wielbił górników? Z resztą w jednej z sal można było przeczytać krytyczne komentarze pod nagrodzonym zdjęciem, które przedstawiało demontaż napisu SOPOT i niestety sporo było w nich racji. Uważam to za pewien powiew postmodernizmu i krytyki współczesnej sztuki, który przebija się za sprawą samych artystów. Na marginesie polecam twórczość Banksiego, twórcy znanego ze sztuki ulicznej, który dla żartu nakręcił film o tworzeniu fikcyjnego artysty. Po jego obejrzeniu zacząłem mieć wątpliwości do tego czy kierunek, w którym zmierza współczesna sztuka, a zwłaszcza sposób jej finansowania nie kieruje jej na krawędź przepaści. 


Cieszę się jednak, że miałem możliwość zwiedzania Stoczni Gdańskiej, na co pewnie bym się normalnie nie skusił. Podupadające budynki przemysłowe tworzą niesamowity klimat i moim skromnym zdaniem są świetnym materiałem na fotografie. 

Karolina dopisuje: o ile ma się dobry obiektyw i nie zapomni się statywu... 











1 listopada 2012

Mądrości Kamila.



No Drogie Panie, czasem tak bywa. Mój Luby bardzo nie lubi tego stanu, kiedy jestem absolutnie kosmetycznie wypieszczona, wymuskana, a moja skóra choć na moment alabastrowa. Bo naprawdę staję się wtedy mumią. Nie z wyglądu, rzecz jasna. Niechętnie wtedy daję się dotykać po twarzy. To chyba odruchowo, bo makijaż choćbym nie wiem jak skakała i szalała- zdaje egzamin. 
Uwielbiam ten moment, kiedy koleżanka (młoda, początkująca, ale ambitna- kliknij TU, bo to reklama jest) wypucuje mnie do granic możliwości i wtedy mogę przeobrazić się w całkiem inną osobę, choć dalej jestem sobą i w tej nowej twarzy wciąż odnajduję siebie- tylko, że w lepszej wersji. Taka kobieca próżność. Nic się na to nie poradzi. Dla mnie sprawa bombastyczna, dla Faceta na jedną taneczną noc- katorga.

22 października 2012

Jesień.



I My też.

Szczególnie po tegorocznych dwóch szalonych jesiennych weselach. Jeszcze jedno, zimowe, przed Nami.
Damy radę.

29 września 2012

Gdańsk.

Udaliśmy się parę dni temu na kolację do restauracji mieszczącej się na Ołowiance o szalenie zaskakującej nazwie: Ołowianka. Dania smaczne: krem z pomidorów jedynie nie przypadł mi do gustu. Był zbyt kwaśny-  nic nie przebije Maminego kremu pomidorowego z dodatkiem papryki  (:

Kamil dopisuje:
Restauracja była jedną z milszych. Nie wiem jak to się stało, że zaczęliśmy żartować z kelnerem. Niestety jak zawsze ludzie zawiedli i troszkę zniesmaczyły mnie rozmowy przez telefon przy stole. Ja akurat lubię krem z pomidorów jak i wszystkie możliwe frytkopodobne postacie ziemniaków. Karolina chciała abym wybrał kilka ujęć, kilka z nich trafiło do grafiki poniżej, ciekaw jestem czy wiecie które.

Ale to był jakiś pogrom! Wszędzie grały melodyjki. Każdy musiał odebrać telefon i przedstawić relację na żywo z restauracji i dań, które konsumowali. Dzięki temu wiedziałam, co na jakim talerzu u każdego się znalazło smakowitego. Tak to jest jak się idzie z Groupon'owiczami zjeść...

Gdańsk wieczorem jest niezwykle piękny. Magiczny. Gra świateł, która odbija się falami po Motławie i nierównym bruku. Filmy można by kręcić amerykańskie! Ale dobrze, że Nas z Zachodu nie napastują, bo Starówka dzięki temu jest dość cicha i spokojna. Nie licząc fali turystów z Niemiec. A bo to Gdańsk przecież tak historycznie z Niemcami spowinowacony...
Podzieliliśmy się na dwa fotograficzne obozy. Ja preferowałam duże przestrzenie, obejmowałam całe ulice skupiając się na grze światła, na kompozycji ulic, na panoramach. Kamil z kolei wolał ujmować detale, szczegóły ogółu, coś mrocznego a zarazem miejskiego, zwyczajnego. Nawet w kwestii kadrowania Nasze gusta są całkowicie odmienne.


14 września 2012

Chirurgów czas.

Kamil wpadł w lekarski maraton i nie może opędzić się od chirurgów. A to nacięcie, a to wyrwanie, a to zszywanie. Znosi to dzielnie. Od jednego chirurga nawet otrzymał "za odwagę" mini pastę do zębów (idealna do podróżnej kosmetyczki! w rossmanie nie znalazłam tak maleńkiej!). Ja natomiast otrzymałam reprymendę od doktora: "obym była dzisiaj wyjątkowo miła dla pacjenta!". Jestem. Staram się, no!
Dlatego też wysprzątałam, wyszorowałam, wyokdurzałam, wyodetkałam i wiele "wy-ałam" dzisiejszego dnia uczyniłam w rumskim mini M2 (M1 ?! )

Dopisek Kamila:
Oficjalnie M2, choć ja złośliwie mówię M0

Małe mieszkania mają tę zaletę, że sprzątanych powierzchni płaskich i wypukłych jest zbyt mała ilość i dzięki temu zabiera to chwilę czasu. Dla takiego leniwego stworzenia jak ja - i Kamila też, niestety (wciąż jestem miła!) - jest to idealne rozwiązanie .

A widać na poniższym zdjęciu, że nie tylko ja jestem leniwa. Panowie Robotnicy, którzy od dobrych kilku miesięcy stawiają blok na przeciwko, też lubią często wypoczywać i pogwizdywać na mieszkańców. 
Na rolety wciąż odkładamy, ale z marnym skutkiem, dlatego też jednego upalnego dnia, kiedy to gwizdy i prażące słońce osiągnęły apogeum- postanowiliśmy okno zakleić papierem do pakowania prezentów. Jakoś sobie trzeba w dobie kryzysu radzić, no.
Motyw wózeczków, misiaczków i króliczków całkowicie przypadkowy.


Tyle!

27 sierpnia 2012

Urodziny.


Najlepsze w urodzinach jest pakowanie prezentów i tworzenie kartek. Obiecaliśmy sobie z Kamilem nie zostawiać kupna prezentów na ostatnią minutę. Wtedy po drodze zdarzyć się może mnóstwo różnych dziwnych rzeczy. Nie kupujcie na ostatnią chwilę. Pech jest wtedy bardziej upierdliwy.
Maraton urodzinowy się skończył. Teraz czekać na kolejny- grudniowy towarzyszący świętom.


16 sierpnia 2012

Pocztówki.


Pierwsze widokówki z dobrymi słowami spływają na rumski (nie rumuński) adres. 
Dobrze, że Ktoś myśli o Nas i w Berlinie, i w Hiszpanii.


26 lipca 2012

Bieszczady.

Garść relacji z wakacji. Migawki z Bieszczad, które są stosunkowo zbyt obszerne, by obejść je w 4 krótkie dni. Zdjęcia raczej organiczno botaniczne, bo te góry mają to do siebie, że są właścicielami bardzo bogatej roślinności. A skarpety z sandałami są hitem sezonu. 
Poważnie.

Dopisek Kamila:
Jak dla mnie, to jeśli chodzi o chodzenie po górach to atrakcji jest na dwa dni. Chodzi mi tu o Tarnicę i Smerek. Wielka i Mała Rawka to bardziej bufet jagodowy, droga jest upiornie monotonna i długa (wybraliśmy sięz Wetliny).  Sama Tarnica najpiękniejsza jest podczas deszczowej pogody gdzie gęsta mgła tworzy atmosferę upiornego lasu. Bardzo podobało mi się pole namiotowe PTTK, które pomimo zabytkowych toalet i opłaty 0.20gr za wrzątek miało wspaniałą rzekę, której szum budził i układał do snu. PKSy jeździły nie do końca według rozkładu i łapaliśmy busy, ceny nie były jakieś kosmiczne, a raz nawet trafiliśmy ratownika górskiego po dyżurze, który delikatnie (nieskutecznie) zniechęcał nas do wchodzenia na Tarnicę w deszczu.