24 sierpnia 2013

Chrzest Mikiego!

Najbardziej wesoły chrzest na jakim dane było Nam być!
i kartka własnoręcznie popełniona.
Mikołaj nie jest mulatem, jakby co. Ale po Tatusiu jest po prostu.. ciemny.





22 sierpnia 2013

Domowe Melodie!

Zakochaliśmy się w Domowych Melodiach tak totalnie na maksa (ja trochę bardziej się zakochałam, bo Kamil tak standardowo jak na swoje czułości wypada introwertykowi). I krasnoludki (ponoć) przesłały Nam płytę i już możemy się cieszyć tą minimalistyczną, domową, swojską, uroczą płytą z perskim dywanem skrywającą w sobie niepozornie potęgę najczulszych melodii. Płyta oprawiona w sznureczek, umoczona kubkiem kawy z wyrytym przez maszynę przypieczętowaniem. i zdjęciami. swojskimi, a jakże. 
Totalnie się jaramy (ja standardowo, bardziej wyraźnie).
Lubię jak płyty są nie tylko miłe dla ucha, ale i dla oka. 











20 sierpnia 2013

Naklejka ścienna. gotowe!

Nakleiliśmy.
Zamówiliśmy największy rozmiar, więc naklejka jest pokaźna. Widać ją tylko od strony łazienki. Jak się dłużej na kibelku przy otwartych drzwiach zasiedzi, to można i przy tym tekście troszkę podumać, a jakże. Hurra!

Dopisek Kamila:
Naklejki wymagają sporego wysiłku przy montażu. Przede wszystkim z powodu tego, że litery nie są w żaden sposób połączone i aby przykleić je równo nie można ich pojedynczo odrywać od papieru. Sprawa jest rozwiązana poprzez użycie dwóch arkuszy papieru -- ochronnego i montażowego. Oczywiście część liter przykleja się do jednego, a część do drugiego. Na początku wydaje się być to syzyfową pracą, ale kluczem do sukcesu jest tutaj użycie obu rąk (wow, sprytne!). Jedną ręką dociskamy oba arkusze do podłogi, a drugą ręką przytrzymujemy dolny papier, możliwie blisko litery. W ten sposób można sprawić, że litera odklei się od ochronnego arkusza już po drugim dociśnięciu. W momencie gdy papier stanie się zbyt długi można również po prostu odciąć nadmiar. 

Potem przymierzamy i przyduszamy do ściany. Papier montażowy jest posmarowany klejem i przyczepi się do ściany. Po jego dociśnięciu i wtarciu w ścianę znów problem liter kurczowo trzymających się papieru ochronnego powtórzy się, ale tym razem będzie dużo łatwiej. Nawet bardzo duże bąbelki bez problemów da się wyprasować palcem... I już mamy  naklejkę na ścianie!

Kamil, jesteś Mistrz Instrukcja.


16 sierpnia 2013

14 sierpnia 2013

Karteluszki.

Przychodzę lekko zmęczona po całym dniu, proszę ja ciebie, do mieszkania. Lewym sennym okiem wypatruję dziurki od klucza, a prawym okiem skanuję szybko zawartość torebki w poszukiwaniu tegoż klucza. Wchodzę ja, proszę ja ciebie, do tego mieszkania. Szczęśliwa, że odpocząć w nim będę mogła, że rozciapierzyć nogi na kanapie będę mogła, że paznokcie u tychże nóg w końcu pomalować będę mogła, proszę ja ciebie, a tu mnie nawałnica zielonych karteczek zalewa. oczom nie wierzę. przecieram ze zdumienia, co by odpędzić mary senne, koszmary na jawie, ale nie. karteczki dalej tkwią tam gdzie tkwią. Podchodzę do zmywarki. Na zmywarce przyklejona karteczka: 
JESTEM PEŁNA
Boże, to zmywarka mówi! 
Idę o krok dalej. Na płycie indukcyjnej stoi garnek. W garnku woda. Woda po pierogach. Wczorajszych pierogach. Trochę zmętniała. Biały osad na spodzie przypomina już lekko białe bagienko. Obok karteluszka, a jakże. 
CZY TO JAKIŚ EKSPERYMENT NAUKOWY ?

Takimi mnie Kamil raczy wiadomościami. I że niby tutaj się dostosować ja muszę, proszę ja ciebie.
O nie. Tak nie będzie.
Szukam zielonych karteluszek i z podsytem w dłoni zapisuję przy ręczniku Kamilowym, który leży bezwstydnie na kanapie: 
ZABIERZ MNIE DO ŁAZIENKI!
Pach!
Na komodzie w sypialni leżą części od roweru:
DŁUGO TU BĘDĘ LEŻEĆ? TĘSKNIĘ ZA MOIM ROWEREM...
Ciach!

A niech ma! Idę malować paznokcie!
(ale wcześniej, oczywiście, wyleję to bagno z garnka...)





13 sierpnia 2013

Greckie wspominki botaniczne.

Tęsknimy za tamtym ciepłym klimatem.
Na Pomorzu deszczowe fale oceanu.

a zdjęcie numer 3, to oliwki. Bodżena mówi, że oliwki zbierane są w październiku. i że podobno się ich nie zrywa z drzewa, tylko trzepie (słowa Bodżeny!). Płachty materiałowe przywiązuje się do drzew. Wchodzi się na drzewka oliwne i trzepie gałęźmi. Oliwki strzepane spadają na płachty.








12 sierpnia 2013

Prawie EKO kalendarz!

Sytuacja jest taka: 
Potrzeba była zainstalowania jakiegoś głównego kalendarza w mieszkaniu, co byśmy obydwoje kontrolowali co robimy, gdzie jemy, z kim sypiamy.
Naoglądałam się absolutnie dużo zdjęć z pomysłami stworzenia kalendarza, który nie gwarantuje po roku użytkowania stosu makulatury. Myśleliśmy też o tablicy kredowej, ale fuj, strasznie brudzi i się kurzy i trzeba potem to odkurzać, a my ograniczamy Nasze wyczyny gospodarczo-sprzątaniowe do minimum (nie to, że jest u Nas syf. Po prostu nie lubimy robić nadprogramowego bałaganu).
Aż w końcu natrafiłam na prze-genialny, prosty i ośmielę się to napisać, ekologiczny sposób na zrobienie kalendarza. Rama do zdjęć świetnie się do tego nadaje!

Dwa dni intensywnego studiowania, zbierania asortymentu, spacerków do Pana L. Merlina po taśmy klejące, ramę do zdjęć, i co najważniejsze, cienkie markery przeznaczone do pisania na szkle! Auchan nie zawiodło. Zafundowało mi nawet w Heloł Kiti, czy jak jej tam.

i jest! O to i on! Kalendarz w ramie!


trochę muszę popracować nad swoją czcionką. i zdecydować się na jakieś konkretne kolory. 
tu jest misz masz, ale się dizajnersko poprawię, obiecuję.
Kamil podpowiada, że podobno wcale nie ekologiczny ten mój pomysł, bo markery to sama chemia, ale ja chcę jednak w to wierzyć, że ratuję drzewa przed zagładą.

Boże, chyba sobie zrobię kategorię 'DIY- zrób to sam', taka ze mnie hend mejd star!

11 sierpnia 2013

Coś jakby Snickers?!

Ostatnio nauczyłam się z zamkniętymi oczyma robić ciasto, które to znalazłam, oczywiście, w Moje Wypieki u Pani Doroty. Cudownie słodkie, obłędnie kaloryczne, ale przy tym masakrycznie smaczne. Jak się nauczyłam, tak i każda impreza była zwieńczona tym ciastem. Trochę przetworzyłam, bo dodałam (aż) orzeszki! No i musiałam powiększyć składniki, bo tłumy w mieszkaniu jak na Woodstocku. 
Wyszedł snickers. no bombastico!

Rzeczy, bez których ciasto kompletnie by nie wyszło:
Składniki na kruchy spód:
350 g mąki pszennej (ja tam brałam jak leciało, ale najlepsza jest ta krupczatka)
250 g masła (no, miękkie musi być. potem trudno się ugniata i takie tam)
50 g cukru pudru (no z cukrem nie przesadzajmy. kajmak i masa czekoladowa to podstawa ciasta)

Składniki na kajmak:
1 puszka kajmaku (po prostu. gdyby ktoś miał zarąbiście dużo wolnego czasu, to można jeszcze bawić się w ugotowanie tego mleka skondensowanego przez 3 godziny, ale po co?!)

Składniki na masę czekoladową:
2 tabliczki czekolady mlecznej zwykłej, najzwyklejszej. Ja tam kupuję Auchanowską (jak szaleć z kaloriami, to szaleć)
6 łyżek masła (na oko. masa musi być pięknie płynna i pięknie rozlewająca się. wtedy będzie gites)

Bonus:
mała paczuszka orzeszków. w sumie to tyle ile dusza zapragnie. ja tam lubię wszystko w wersji: multum

Uwaga, teraz przepis:
Blaszkę sobie przygotujcie. Można wyłożyć papierem do pieczenia. Można też i w silikonowej, choć te silikonowe to, swoją drogą, strasznie giętkie i ciasto mi się zawsze w nich rozpada.
Do miski wsypać mąkę i cukier i wymieszać. Dodajecie masło i mocno, mocno ugniatacie, tak aby powstała ciastolina. 
Włóżcie do formy i nakłujcie widelcem (to ciasto paskudnie podchodzi pod górę i trzeba cwaniaka podziurawić).
Piec w temperaturze 190 stopni (tak podaje Pani Dorota. Pewnie i tak ma być. Ja jestem niecierpliwa i piekę w 200 stopniach i ciasto też daje radę, ale trzeba pilnować, czy aby się nie spali) Ogólnie to pieczenie trwa 20 minut.
Masę z puszki położyć na upieczony spód i rozprowadzić po calutkim cieście (uwaga! nie wyjadać kajmaku z puszki, bo nie starczy. Wiem to z doświadczenia...)
Czekoladę rozpuścić w kąpieli wodnej dodając masło co jakiś czas. Masa czekoladowa ma być pięknie rozpuszczona. Gęsta ale i jednolita. No każda z Nas to wie.
I teraz można wylać tą masę na ciasto i rozprowadzić.
Na koniec wysypujemy orzeszki! 
Ciasto dobrze się czuje w lodówce. Najlepiej kilka godzin przed podaniem. Bo wiecie: bo to ciasto musi dojrzeć, bo to masa czekoladowa stężeć. Ale takie od razu na ciepło też kusi, oj kusi.

Dobra, z krojeniem miałam trochę problemy. 



Wczoraj byliśmy u WiPów na urodzinach. Pyszności równie obłędne. Gdyby tylko tak zdobyć jeszcze przepis na te wafelki z masą czekoladową... mój kunszt kulinarny byłby oszlifowany jak węgiel!
Uśmiecham się do Pani Gospodyni.

10 sierpnia 2013

Sobota.

Sprzątanie pełną parą. Oczywiście, jak to w sobotę, wypluwamy sobie wszystkie błędy świata i kosmosu, a szczególnie swoje.
Po awarii pralki, jak to z reguły bywa, przyszła pora na awarię zmywarki. Dobra. To moja wina. Wrzucam talerze razem z jedzeniem. Dobra, poprawię się.
Kamilowi przyszło myć po męsku kibel i prysznic. Jak na mężczyznę przystało musi przy tym ponarzekać.

Kamil: Robimy listę zakupów?
Ja: A czego brakuje? 
Kamil: Neutralizatora zapachu kupy.

Nie mógł po prostu powiedzieć: odświeżacz?!

9 sierpnia 2013

Dom.

Dom to podobno stan umysłu. Ale dobrze jest mieć też miejsce, do którego chce się wracać i nie dlatego tylko, że Mąż tam jest (to też ważne, jasne) ale dlatego, że jest to miejsce, w którym dobrze się czujemy i, które Nam się podoba.
Powoli kończy organizacja mieszkania. Dobry to był czas, bo potrzebna była tona cierpliwości do gustów, guścików swoich, ale i rodziny (Hrabina w dalszym ciągu namawia na firanki, bo to przecież cieplej w mieszkaniu i przytulniej. Firankom, na szczęście jednomyślnie, mówimy NIE).
Jeszcze parę detali i będziemy mogli spokojnie sobie "pomieszkać" w mikromieszkaniu.
W sumie dobrze, że nie dom. Budowanie domu nigdy się nie kończy. W mieszkaniu nastaje taki czas, kiedy mówi się stanowcze: dość dekoracji, bo będzie cyrk!


Tylko ten stos ciuchów, który leży już piąty tydzień, bo muszę się z nimi rozstać, a nie chcę. I dylemat!





Jeszcze nowy nabytek, który zamówiliśmy to Ścienna naklejka i czekamy na odbiór. Ściana wciąż czeka!



Czy naklejka fajna? ekscytująca? umilająca? dająca czadu? Dowiemy się w następnym odcinku!

5 sierpnia 2013

Męskie Granie. Gdańsk.

Wow. 
Siedem godzin ciągłej nieprzerwanej orgii muzycznej. I wiele zaskoczeń. 
Mnie jak zwykle usatysfakcjonowały Domowe Melodie, natomiast wielkim zaskoczeniem była Brodka, która stworzyła, wymodelowała na nowo swoje przeboje. Tym razem w wersji bardziej klubowej. Coś niesamowitego. Do tego dochodzi duet Brodki i Nosowskiej i sama postać Nosowskiej, która tryskała tęczą i lukrem. Do Niej to raczej niepodobne, bo to spokojna kobiecina i taka z tych trochę bardziej skrytych i nieśmiałych. Pamiętam Jej koncerty jeszcze nie w wersji elektronicznej, gdzie słowa były zbędne i sama przyznawała, że niespecjalnie lubi gadać. A tu taka zmiana! No ale była organizatorką. Pewnie koleś od wizerunku medialnego maczał w tym palce (;
Czekam tylko na jakiś porządny klip w sieci, co bym mogła tej Brodki ino trochę koncertowej posłuchać. Wywalcie wszystkie Jej płyty! Na tle koncertów Moniki, piosnki studyjne wypadają nudnie. 
2Cresky niestety tak wyczekiwane zagrały ostatnie i nie dane Nam było słuchać koncertu do końca. Ale zapycham się animacjami, które krążą po sieci. Są paskudne. Nie oglądam przed snem. Ale przyciągające. Tak samo jak i muzyka!
(Marcin, jak to czytasz, to Ci się spodoba! więc śmiało! posłuchaj!)
Recenzję strzelił jeszcze Mężulek. Miłośnik festiwali i analizowania koncertów: