27 lutego 2016

O dziczy, głuszy i wypadzie za miasto.

Przyjechała do mnie Matka-Koleżanka. Siedzimy, rozmawiamy (bardziej stoimy niż siedzimy i bardziej krzyczymy niż rozmawiamy i raczej nie stoimy bo biegamy za dzieciarnią). W trakcie próbuję ustalić niezły trip:

- Hej, chodź. Wyjedźmy gdzieś z dziećmi. Fajnie będzie. Pojedziemy do lasu. Dzicz i głusza. My i dzieci.
- Dzicz to ja mam codziennie.

I z tym się nie dyskutuje. Sarenki i dziki, przepraszam was.