26 lipca 2012

Bieszczady.

Garść relacji z wakacji. Migawki z Bieszczad, które są stosunkowo zbyt obszerne, by obejść je w 4 krótkie dni. Zdjęcia raczej organiczno botaniczne, bo te góry mają to do siebie, że są właścicielami bardzo bogatej roślinności. A skarpety z sandałami są hitem sezonu. 
Poważnie.

Dopisek Kamila:
Jak dla mnie, to jeśli chodzi o chodzenie po górach to atrakcji jest na dwa dni. Chodzi mi tu o Tarnicę i Smerek. Wielka i Mała Rawka to bardziej bufet jagodowy, droga jest upiornie monotonna i długa (wybraliśmy sięz Wetliny).  Sama Tarnica najpiękniejsza jest podczas deszczowej pogody gdzie gęsta mgła tworzy atmosferę upiornego lasu. Bardzo podobało mi się pole namiotowe PTTK, które pomimo zabytkowych toalet i opłaty 0.20gr za wrzątek miało wspaniałą rzekę, której szum budził i układał do snu. PKSy jeździły nie do końca według rozkładu i łapaliśmy busy, ceny nie były jakieś kosmiczne, a raz nawet trafiliśmy ratownika górskiego po dyżurze, który delikatnie (nieskutecznie) zniechęcał nas do wchodzenia na Tarnicę w deszczu.


15 lipca 2012

Kuchenne bazgroty.

Kuchnia gotowa. Przyjęliśmy pierwszych gości. Ugotowanie pierwszego obiadu na jednym garnku okazało się lipne. Makaron się zbuntował i przeistoczył w wyblakłą mazię, którą ratowałam szpinakiem i kurczakiem. Rezultat opłakany, ale nikt nie narzekał (a ktoś by spróbował..) Za to babeczki wyszły pierwsza klasa! Polecam przepis zaczerpnięty z tejże stronicy: Muffinki bez jajek. Bardzo fajnie urosły. Nie popękały, a w środku były mokre no i smaczne!
Goście przyszli z pierwszymi prezentami i wielkim zapałem do sprzątania (szczególnie Pan M.) Cieszy mnie bardzo, że mamy tak porządnych znajomych, którzy po sobie sprzątają (; 
Podczas fetowania ustalaliśmy plan działania w górach, bo kolejna górska wyprawa już za chwilę !


2 lipca 2012

Z cyklu: "Wiem, co jem"


Dopisek Kamila:
Nie jestem pewien czy ta rozmowa miała dokładnie takie brzmienie ale wiadomo o co chodziło. Tak naprawdę to były to krowy odmiany holsztyno-fryzyjskiej, a więc typowo mleczne i tak naprawdę nigdy nie widziałem w Polsce tych mięsnych. Może jak przegląda bloga jakiś hodowca się wypowie jak wygląda produkcja mięsa wołowego w Polsce? :)

Karolina dopisuje:
na pewno tak właśnie ta rozmowa przebiegała...


1 lipca 2012

Rowerem nad morze.

Długa to trasa była, bo nie chcieliśmy jechać znów do Gdyni, a z Rumi najbliżej jest jednak Rewa. Nie da się ukryć. Nie zaliczam Rewy do urokliwych miejsc. Śmierdzi tam zdechłymi meduzami, a i morze to wcale nie jest- tylko brudna zatoka pucka pełna sinic. Jednak sam fakt podróży rowerem i późniejszego wylegiwania się pod wydmami sprawił, że dzień zaliczam do udanych. Czereśnie zerwane z Maminego ogrodu umiliły plażowanie, a młode kobiety w odważnym dwuczęściowym bikini skutecznie wyleczyły mnie z wszelakich kompleksów!

Trasa wiedzie pomiędzy polami rzepakowymi i kalafiorowymi a zielonymi tunelami drzew.

Straty moralne owszem, były. Kamila napadła gburowata pszczoła pilnująca swojej pasieki. Są i tego też zalety: Kamil na co dzień spokojny i niekrzyczący dał się poznać jako waleczny samuraj. Jego skala głosu jakiej użył w swej obronie totalnie mnie poraziła. Żałowałam, że nie wzięłam dyktafonu...

Dopisek Kamila:
Karolina zapomniała dodać, że wrzasnąłem, gdy franca mnie dziabnęła bez powodu. Jak się okazuje pszczoły są nerwowe w okresie burz, a my znajdowaliśmy się w okolicy ula chwilę po wielkiej ulewie. Przynajmniej wiem, że nie jestem uczulony, po miejscu w którym było żądło nie ma dziś śladu.