20 czerwca 2013

Rany i tany tany.

Rzecz działa się dwa tygodnie temu.
Kamil nie dopuszczając do mojego wieczoru panieńskiego w trakcie robienia zakupów w jednym z hipermarketów, wjechał we mnie swoim wózkiem zakupowym pozbawiając mej prawej stopy kawał delikatnej skóry. Krew się lała strumieniami. Ciekła na podłogę, tryskała na ściany. Kamil bohatersko złapał za portfel i pobiegł po bandaże, gipsy, stelaże i inne takie podobne.
Opatrzyliśmy srogo wyglądającą ranę. Okazało się, że powodu do paniki, wiadomo, nie było, bo to tylko liźnięcie wózkiem, a skórka zdarta nad piętą, ale swoje uczynił. Chciał mnie poturbować. Wybaczone będzie po wielu latach. 
Kamil chcąc załagodzić sytuację uspokaja:
- Nie martw się. W tej sytuacji mogę powiedzieć tylko jedno: Do wesela się zagoi....

No i znowu miał rację.

Zdjęć nie ma. Aparat w naprawie. Error 99. Jak na złość. W poniedziałek chyba łapiemy za analogowce, dokupujemy klisze i wyruszymy w hipsterską podróż!




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz