18 lutego 2014

o Dziadku i Jego nowej-przyszłej roli.

Dziś dzień prawie spokojny. Kryzys brzuchowy raz kapryśny i nieustępliwy, raz łagodny i motywujący. Ojciec mój, Dziadek przyszły, obiecał zamontować gdzieniegdzie (dziwnie wygląda słowo gdzieniegdzie) półki pod sufitem, co by zwiększyć jeszcze bardziej powierzchnię Naszego lokum. Taki swojski dzień. 
Matka-Koleżanka postanowiła odwiedzić mnie z dzieciakami przywożąc całą furę owoców (o czekoladzie wspomnieć nie mogę, bo mnie Kamil zatłucze, że w ogóle czekoladę miałam w buzi, więc nie. czekolady nie dostałam. nie jadłam białej pysznej ritersportowej czekolady z orzechami. nie. nie dostałam).
Starsze dziecię rozgadane zdradza mi tajniki wizyty u lekarza:
- Byłem u Pani doktor i pokazałem pisiolka!
- Tak? I co? 
- Muszę go myć. Szamponem!
Po włączeniu się w tajniki pisiolkowe Matka-Koleżanka poleciała jeszcze po kilogram rzeczy potrzebnych do ogarnięcia dzieci i zostałam sama. Ja, Dziecię-Starsze, Dziecię-Młodsze i Przyszły-Dziadek. Dziecię Młodsze po wysnuciu konkluzji, że w polu widzenia zabrakło Mamy, rozbeczało się na dobre. 
Przyszły-Dziadek spojrzał na mnie wzrokiem typu No. to Ciebie czeka. zrób coś, żeby nie płakało. Taki wiecie, wstępny egzamin. Ręce mi się trzęsły. Co tu robić?! Starsze-Dziecię jak zwykle ubawione, roztańczone, rozbrykane postanowiło zaśpiewać Młodszemu kolędy. Kolędy. Bez beki. Wszystkie po kolei. Na szczęście, tylko refreny. Młodszy dalej beczy. Im Młodszy więcej beczał, tym Starszy głośniej śpiewał. No szopkę betlejemską miałam w lutym nad ranem. Pochwyciłam szybko silikonowe łapki-żabki do garnków, wrzuciłam do zlewu, przepłukałam. Jeden wsadziłam do buzi Młodszemu, by miał co gryźć, bo chyba to ten etap, a Starszemu dałam do ręki z poleceniem, żeby ambitnie jakąś zabawę z łapą-żabką wymyślił. Oczywiście łapka-żabka przerodziła się w krwiożerczego pożeracza wszystkich części mojego ciała.
Na to wszystko milczącym wzrokiem  przypatruje się Przyszły-Dziadek i z westchnieniem stwierdza:
- Chyba jeszcze nie przywykłem do takich małych dzieci...

Ups. 
Za późno, Dziadku!


2 komentarze:

  1. Wierz mi, gorzej, jeśli z taką refleksją wyskakuje ojciec dzieci... :D :P

    OdpowiedzUsuń
  2. Mój synek kolędy śpiewałby też w lipcu na plaży, a już w szczególności jako kołysanki . No coś w sobie mają... :)

    OdpowiedzUsuń