20 sierpnia 2015

O Kawalerskim czasie.

Razu pewnego, a było to całkiem niedawno, jakieś kilkanaście godzin temu, przyjechali do Nas, a raczej do mej Matuli domu, znajomi. Z dzieckiem. Z Mężem też, jasna sprawa. Dyskutujemy o problemach pierwszego świata, o dzieciach, o prawach pracowników i innych ciekawych, a temat płynnie wędruje do spraw podróżniczo-tripowych. Rozmawiamy o tym jak to miło rikszą doczepioną do roweru z dzieckiem się jeździ, jakie to clever i wygodne. Rozmawiamy z Matką-Kóleżanką o wyprawach nad morze, o wylegiwaniu na plaży, o skubnięciu piaska i kamieni do wiaderka, co by na pamiątkę mieć. Nagle Mąż-Kolega ze swej zadumy wyrwany rzecze:
- Ach, tęsknię za czasami kawalerskimi, kiedy to wyprawa nad morze składała się ze spontanicznych chęci, ręcznika, slipek i auta.
- I z klapkami?
- Prosze Cię, nawet klapek nie trzeba, bo to zbędne... o, albo wypad na rowery. Kiedyś to tylko rower i w drogę, a teraz? Jak mamy jechać razem z Żoną i z Dzieckiem, to jak Żona zacznie pakować do swojej wielkiej torby te wszystkie potrzebne rzeczy, te tysiące bluzek z krótkim i długim rękawem, te tony jedzenia, to mi się odechciewa już jechać, od razu jestem zmęczony.

3 komentarze:

  1. Odpowiedzi
    1. o, faktycznie.ale skucha. poprawiam.

      Usuń
    2. swoją drogą, jak już jakiś błąd się pojawi, to od razu komentarze się sypią ;) Nic tylko byki strzelać ;)

      Usuń