10 marca 2014

O kurczaki!

W weekend każde z Nas poszło w swoją stronę. Jak na małżeństwo z ponad półrocznym stażem przystało. Ja wpadłam w wir opowieści podróżniczych na Kolosach, a Kamil upajał się dźwiękami swojej ulubionej elektronicznej kapeli Juno Reactor. Wszystko cacy. 
Po maratonie kolosowym z historią w głowie, młodego człowieka, który opowiadał o tym jakie rarytasy jadał w samym środku dżungli wraz z pigmejami (zdradzając, że najobrzydliwszą rzeczą do zjedzenia był... embrion kaczki), wróciłam do domowych pieleszy. Czekały tam na mnie zakupy, standardowo, do ujarzmienia i upchania pokątnie w kuchni. Dostałam również w prezencie na Dzień Kobiet, od Kamila, piersi z kurczaka z kośćmi i ze skórą, z życzeniami miłej obróbki tasakiem. Pochwyciłam dzielnie nóż i oddzielając te kawały mięsa od kości, wyrywając te białe ścięgna od mięśni umoczone jeszcze świeżą krwią, rozdzierając tą dramatycznie zwiędłą kurzą skórę, przypomniałam sobie widok tego biednego embriona kaczki, który to został skonsumowany przez pewnego podróżnika i poczęłam rzewnie płakać. Obiecałam sobie, że jak tylko urodzę przerzucę się na pasztety sojowe, zacznę hodować kury i zostanę największą wegetarianką ever.
Koniec końców poćwiartowaniem i podzieleniem kury zajął się buszmen Kamil, który to dzielnie zniósł moje wegetariańskie lamenty.
i to był najpiękniejszy prezent na ten kobiecy marcowy dzień.
niech żyje słabsza płeć.




4 komentarze:

  1. Jak ja Was kocham....:D

    OdpowiedzUsuń
  2. niech żyje! :D
    byłaś bardzo dzielna! obwisła, kurczęcia skóra to nie byle przeciwnik w kuchni! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Akurat tak się skłąda że rzeźniczego dziła dopełniłem ja :P

      Usuń
    2. jednak próba została podjęta! :]
      W takim razie Tobie gratuluję doprowadzenia sprawy do końca :D

      Usuń