2 grudnia 2013

Projekt: Dziecko!

Rzecz się działa w zeszłym tygodniu, kiedy to do domowych pieleszy zawitać trzeba było z racji imienin dwóch seniorów z rodu Ha i rodu Wu. No dobra. Ten z rodu Wu to nie taki senior, ale swoje już przeżył. Wiedzieliśmy, czego się spodziewać. Brzuch w centrum zainteresowania. I co gorsza- jakie imię wybraliście? No jakie?! Matula w poszukiwaniu tego jedynego mienia posłużyła się Wielką Księgą Imion, co by przypadkiem mieć na uwadze jaki to typ osobowości się narodzi. Przecież to imię nadaje charakter, a nie geny, toć przecież jasna sprawa. Z dziada na pradziada wiadomo, że geny mało istotną sprawą. Imię! Imię to najważniejsze! Więc jadąc tam musieliśmy uzbroić się w cierpliwość, ale i obmyślić jaki sprytny plan, co by ciekawość pierwotną ujarzmić w gronie rodzinnym. I tak wiele zdradziliśmy. Wszyscy okoliczni w rodzinie już wiedzą, że literą pierwszą jaka pojawi się w dowodzie za osiemnaście lat, będzie litera Ka. Więc Wielka Księga Imion Matuli ogranicza się tylko do najwyżej dwóch stron, ale to absolutnie nie przeszkadza w dopasowywaniu imienia do charakteru.
Nadjeżdżamy. 
Witają Nas gromkie brawa, śmiechy i umizgi skierowane tylko na brzuchol. Uf. Nie jesteśmy w centrum zainteresowania. Co za ulga. Młody nieznacznie się wierci w ciasnocie brzuchowej i daje do zrozumienia, że czegoś nie ogarnia, coś go omija. Jakieś śmiechy chichy dochodzą z zewnątrz, a On w tym nie uczestniczy bezpośrednio (jeśli geny ma po Tatusiu, to pewnie oddycha z ulgą. Jeżeli po nadpobudliwej Mamci, to ma pecha, bo jeszcze na te wszystkie fanfary radości poczekać musi).
No i pada to wyczekiwane, wytęsknione, wychuchane, wydziumdziane pytanie:
- A jakie imię wybraliście? Kurka blaszka, no. Trzeba to w końcu wyznać. Trzeba dać upust temu nieodpartemu szczęściu, tym głoskom, które cisną się Nam na usta.
- Dziecko będzie miało na imię Kwiatosław.
Hrabina pobladła, a potem raptownie poczerwieniała i z tej złości zamaszyście szmatą chłostała pobliskie krzesła.
- Kwiatosław?! Mój Boże, przecież nawet takiego świętego nie było!!
- Bo to staropolskie imię, przedchrześcijańskie...
Ciotka wzorując się na współczesnej wszechobecnej tolerancji i tradycyjnym walorze obchodzenia obrzędu imienin rzekła:
- Ja tam się nie wtrącam. To wasze dziecko, ale takiego imienia nawet w kalendarzu nie ma. 
Dziecko nie będzie obchodzić imienin! Tak, bo to sprawa priorytetowa, a jakże!
Kamil bawiąc się tym udanym żartem, który w pierwszej chwili wydawał się dość absurdalny i oczywisty, podsycał w Hrabinie frustracje.
- Myślimy, że później można będzie Kwiatosława przerobić na Floriana. No, żeby było w duchu florystycznym, co nie?
Babcia Rozalka w berecie swym jeszcze nieściągniętym kręciła tylko głową spoglądając na Nas jak na nieboraków urwanych z choinki.
Jedynie jasny umysł Matuli sprawił, że wszystko obróciło się w żart i Hrabinowa złość trochę zelżała przywracając równowagę gotującej się wodzie na pierogi z mięsem. 

Kwiatek, zdrobnienie owe, o dziwo, się przyjęło. Jednak słyszę podprogowe podszepty (ciekawe od kogo?), oby tylko imię  nie pojawiło się w dokumentach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz