14 sierpnia 2013

Karteluszki.

Przychodzę lekko zmęczona po całym dniu, proszę ja ciebie, do mieszkania. Lewym sennym okiem wypatruję dziurki od klucza, a prawym okiem skanuję szybko zawartość torebki w poszukiwaniu tegoż klucza. Wchodzę ja, proszę ja ciebie, do tego mieszkania. Szczęśliwa, że odpocząć w nim będę mogła, że rozciapierzyć nogi na kanapie będę mogła, że paznokcie u tychże nóg w końcu pomalować będę mogła, proszę ja ciebie, a tu mnie nawałnica zielonych karteczek zalewa. oczom nie wierzę. przecieram ze zdumienia, co by odpędzić mary senne, koszmary na jawie, ale nie. karteczki dalej tkwią tam gdzie tkwią. Podchodzę do zmywarki. Na zmywarce przyklejona karteczka: 
JESTEM PEŁNA
Boże, to zmywarka mówi! 
Idę o krok dalej. Na płycie indukcyjnej stoi garnek. W garnku woda. Woda po pierogach. Wczorajszych pierogach. Trochę zmętniała. Biały osad na spodzie przypomina już lekko białe bagienko. Obok karteluszka, a jakże. 
CZY TO JAKIŚ EKSPERYMENT NAUKOWY ?

Takimi mnie Kamil raczy wiadomościami. I że niby tutaj się dostosować ja muszę, proszę ja ciebie.
O nie. Tak nie będzie.
Szukam zielonych karteluszek i z podsytem w dłoni zapisuję przy ręczniku Kamilowym, który leży bezwstydnie na kanapie: 
ZABIERZ MNIE DO ŁAZIENKI!
Pach!
Na komodzie w sypialni leżą części od roweru:
DŁUGO TU BĘDĘ LEŻEĆ? TĘSKNIĘ ZA MOIM ROWEREM...
Ciach!

A niech ma! Idę malować paznokcie!
(ale wcześniej, oczywiście, wyleję to bagno z garnka...)





1 komentarz:

  1. no, no. jestem ciekaw co powie mama na to. to niezły pomysł. po co gadać jak można napisać.słowa ulatują a kartka wisi. i to może wisieć pare dni.

    OdpowiedzUsuń