28 stycznia 2013

B jak Burdel, czyli M jak Mieszkanie.



Malowanie drugiego pokoju (czyli sypialenki, albo sypialniuni- bo takich rozmiarów owy posiada :) dobiegło końca. Pozostał słodki nieujarzmiony bałagan (którego za nic w świecie nie chciało Nam się sprzątać i ogarnialiśmy się z dobrych kilka dni).


Moja pierwsza w życiu posadzona cebula wypluła z siebie resztkami sił całkiem dorodny szczypiorek (aż się dziwiłam, bo Ciotka powtarzała, że z suchej cebuli to nic nie wyrośnie). A mięta podarowana przez A. niestety umarła poprzez naturalne zeschnięcie. Albo przegnicie?
Trzeba mi czasu i cierpliwości na porozumienie człowieczo- botaniczne. Ciotka powtarza, że do roślin się mówi. Że z roślinami to jak z ludźmi, trzeba prowadzić monologi. Moim jedynym burzliwym wyrażeniem, którym obdarzam biedne zielone jest: "Cholera, woda wylewa z doniczki!".

Tyle, jeśli chodzi o roślinny zagajnik w M0. A pamiętacie slajdy na ścianach z bajkami, na które czekać trzeba było do wieczora, gdy ciemność spowije mieszkanie i kolorowe światło na ścianie porwie nas do świata pięknych baśni? Kamil wyczarował z piwnicy, bo potrzebowałam uatrakcyjnić zajęcia dla moich Dzieciaczków. Uznałam, że rzutnik ze slajdami może je zaciekawić. Zdał egzamin (:



5 komentarzy:

  1. Mówiłam, że cebula prędzej czy później wyrośnie. A miętę dostaniesz ode mnie nową następnym razem :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak czy inaczej, mięta nam smakowała :)

    OdpowiedzUsuń
  3. co mam zrobić z pełnym pudełkiem filmów na celofanie?

    OdpowiedzUsuń