W sobotnie przedpołudnie krzątamy się po mieszkaniu. Każdy w swoim tempie, każdy w swoim stylu. Ja bardziej na leżąco-siedząco, Kamil tylko na siedząco. Mama Kamilowa wszak postanowiła, że pomoże ciężarnej i umyje okna (oczywiście na oknach się nie skończyło. całe mieszkanie było wieczorem na błysk! Ile w tej kobiecie wigoru! a jaki zapał dzięki Niej miał Kamil! ), więc za wiele do roboty nie mieliśmy. Ja, żeby udowodnić sobie, że jeszcze mogę się schylać, gibać, skakać z miotłą, ścierką, to jeszcze coś tam posprzątam, gdzieś tam pomyję. Kamila jakoś tak ruszyło z kanapy. Udając się do łazienki pyta:
- Jaki program? - o matko! On się nawet o program dnia pyta! Chce działać! Sprzątać! To podstępem, żeby tego wigoru nie ugasić, wymyślam milion czynności:
- No wiesz... możesz odkurzyć szybko, co by farfocli nie było, możesz łóżko pościelić, zasłony zdjąć, bo okna do mycia.. możesz zmywarkę zapełnić i włączyć, no i łóżeczko turystyczne sprawdzić, czy działa, no i...
- Ale ja pytam o program pralki.
- Aha... 40 stopni, bawełna....
No, ale chociaż o pralkę zapytał. No chociaż coś.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz