Razu pewnego Doktor Gin skierował mnie na badania, żeby co tam sprawdzić, czy jakiegoś paciorkowca nie posiadam. Bo, że niby jakbym takowego miała, to skucha wielka i trzeba leczyć, bo to w trakcie porodu jest bardzo złe. No to powlokłam się na wizytę, pobrano ode mnie próbki i czekaliśmy na te wyniki.
I z reguły przy odbiorze wyników, to się raczej uzyskuje odpowiedzi typu:
wynik ujemny, wynik dodatni, wykryto, nie wykryto.
Ze zdziwieniem spoglądam na wynik, na którym widnieje drukowanymi literami zdanie:
PACIORKOWCA NIE WYHODOWANO.
Wiedziałam. Wiedziałam, że jestem kiepska w hodowli. Mój królik miał biedne życie, bo nigdy mu nie zmieniałam ściółki. Pochowałam łącznie dziewięć chomików, bo źle je odżywiałam, bo nie zwróciłam uwagi, że nie domknęłam drzwiczek, bo koty zagryzły przez przypadek, bo chciały się pobawić i takie tam. Z roślinkami też przygody mam nienajlepsze, bo albo zapominałam podlewać, albo dodałam jakiś dziki nawóz, albo przypaliłam na słońcu i tak naprawdę nawet kaktus ma u mnie marne życie.
Ale rukola zaczyna mi gdzieś tam spod ziemi wyrywać się do słońca.
Jest nadzieja!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz