Im bliżej do ślubu, tym rodzina (damska jej część) co raz częściej zalewa mnie mądrościami płynącymi z wieloletniego stażu małżeńskiego. I jak jeden mąż (no może żona) uparły się obie: Mama moja jedyna, najmilsza i Mama mojej Mamy- Hrabina Janina, co to z rodu Wosików (tych Wosików!) pochodzi. Uwzięły się na jedną mądrość, która musi mi utkwić w pamięci, co by moje życie rodzinne przetrwało:
Kochanie, Rosół w rodzinie jest najważniejszy. Jeśli nie będziesz gotować Rosołu, Twój Mąż zacznie uciekać na Rosół do swojej Mamusi i w końcu zostanie u Mamusi na zawsze. Rosół to podstawa udanego życia.
Z pokolenia na pokolenie toć wiadomo, drogie Panie, że małżeństwo powinno opierać się na Rosole. To Rosół jest fundamentem małżeństwa. Alfą i Omegą. Nie Bóg, nie honor, nie Ojczyzna, a właśnie, Rosół, ma scalać ognisko domowe. To Jego zapach powinien Mąż wyczekiwać, kiedy to do domowych pieleszy po pracy skonany przybywa. Rosół ma być smakiem miłości, afrodyzjakiem namiętności i nieogarnionym hedonistycznym napojem bogów wejherowsko - rumskich.
Doznałam olśnienia.
Przecież ja nienawidzę rosołu. Tych tłustych oczek spoglądających na mnie i bulgoczących w tej przezroczystej mazi. Próbowałam razu pewnego spotkać się z Rosołem. Sam na sam. Mdłości mnie brały na sam widok (i zapach!) gotującej się wody z drobiowym szkieletem. Co ja teraz biedna zrobię? Zrujnuję pożycie małżeńskie, spalę domowe ognisko i ostaną się li jedynie rosołowe zgliszcza.
Z wypiekami na twarzy obserwowałam mimikę twarzy Przyszłego Męża, kiedy to do rodzinnych Jego stron zawitaliśmy w ostatnie święto Ciała Bożego. Rosołu nie było. Jak to?! Jak mogło Rosołu nie być wśród Nas?! Czyli jest nadzieja! Nie z Rosołu rodzina się tworzy! Otrzymałam natomiast cenną informację, którą to pielęgnować w swej głowie muszę do końca mych dni:
Kamil bardzo lubi ziemniaczki. Dużo ziemniaków na talerzu.
Zanotowałam. Zakodowałam. Przyswoiłam. Do sklepu czem prędzej po 5 kilo ziemniaków!
Ziemniaczki też fundamentem miłości stać się mogą!
Przepraszam Pana, Panie Rosół.
Dopisek Kamila:
Kamil przywiązanie do jedzenia uważa za chorobę. Zje wszystko co mu się ugotuje. Gdy słyszy te historie o tym jak ważny jest rosół, uśmiecha się tylko i nie wykłóca się,że kobietę kocha się nie za to co potrafi w kuchni zrobić tylko jaki dom z nim tworzy.
Dopisek Kamila:
Kamil przywiązanie do jedzenia uważa za chorobę. Zje wszystko co mu się ugotuje. Gdy słyszy te historie o tym jak ważny jest rosół, uśmiecha się tylko i nie wykłóca się,że kobietę kocha się nie za to co potrafi w kuchni zrobić tylko jaki dom z nim tworzy.
U mnie kulinarnym fundamentem małżeństwa jest boczuś, od czasu do czasu specjalnie dla męża boczuś w czymś musi być. :D
OdpowiedzUsuńciekawe, co kiedyś u mnie stanie się podwaliną domowego ogniska? ;)
OdpowiedzUsuńPodwalina mnie wzruszyła.
UsuńCoś w tych mądrościach musi być... ROSÓŁ JEST fundamentem mojego związku. :)
OdpowiedzUsuńBlond, u Ciebie zawsze (jak pamiętam) w niedzielę na obiad był rosół i narzekałaś na to :P. A ja rosołek bardzo lubię, ale nie ze zbyt długim makaronem bo się brudzę. A co do tego co napisał Kamil - to prawda- facet zje wszystko ze smakiem co mu się ugotuję, więc Karola, bez stresu-póki gotujesz to jest dobrze :)
OdpowiedzUsuńA ja jestem facetem i nie znoszę rosołu, tez na jego widok, zapach mam mdłości ;-) lee.. Wole ogórkowa, pomidorową, żurek, barszcz (ale musi byc bez makaronu, uszek itp) ale makaron lubie :-)
OdpowiedzUsuń