27 marca 2015

O wspólnych pasjach.

Czytałam razu pewnego artykuł, w gazecie takiej. Z pobliskiego dyskonta, który na swoim szyldzie posiada tego owada wielkiego, co to hipnotyzującym wzrokiem i błogim uśmiechem zaprasza do środka kusząc cenami. No i czytałam o tym, co zrobić, żeby nie znudzić się sobą w małżeństwie. Nie, żebym po dwóch latach odczuwała jakąś rutynę, o nie (to nie ten typ człowieka, co to przewidywalny jak nadchodzące wybory, niestety). Jednak ciekawiły mnie pomysły, propozycje i ogólne recepty, by to życie w dobrobycie z małżonkiem, czy też małżonką było ciekawe, odświeżające, wciąż na nowo inspirujące. Ju noł. Może się ino co przyda na stare lata.
I w jednym podpunkcie było napisane, że trzeba mieć wspólne pasje, zainteresowania, coś co Was łączy.
Hm, dobra. Jest kilka rzeczy, które można nazwać wspólnym ogólnym zainteresowaniem, pasją. Chociażby zamiłowanie do koncertów i zbieranie tych podartych, rozmemłanych przez ochroniarzy biletów.
Ale upewnię się i spytam:
- Kamil? Mamy jakieś wspólne zainteresowania? Coś co Nas łączy?
- Oczywiście.
- Co?!
- Kredyt.

No, tak. To ten etap.


3 marca 2015

Luty.

Skończyliśmy luty gorączką, a zaczynamy marzec kilometrami glutów z nosa. Siedzimy na chacie i dużo czytamy.
Witaj wiosno.