30 kwietnia 2014

Łóżkowe wylegiwanie.

Niestety, kupiliśmy za wygodne łóżko. Ciężko z niego wyjść, to też stało się ulubionym meblem w domu.
Jest obszerne, więc i nowego członka rodziny spokojnie pomieści, a co.




27 kwietnia 2014

Matka, Ojciec i Babka.

No, trzeba było sprostać wymaganiom.
Ojciec ogarniał sytuację, czy aby bezpieczna droga na spacer dla wózka made in China. Babka ubrała się pod kolor wózka, co by dobrze wyglądać, a Matka mizdrzyła się do obiektywu.





21 kwietnia 2014

O początkach karmienia piersią.

Nie no, luz.
Zawsze chciałam karmić piersią. Raczej z czysto egoistycznych pobudek:
bo ekonomicznie, 
bo nie trzeba gotować, 
bo dzieciak jakiś zdrowszy wtedy i mniej alergii, 
bo plotki głoszą, że się szybko chudnie. 
To ostatnie przekonuje mnie na maksa, wiadomo. Minusem jest, jak to Mama Kamilowa wczoraj podsumowała, że się z gołym cycem wszędzie biega. A no się biega, co robić.
Powtarzam wszystkim dookoła, że czuję się jak krowa dojna, co to nektar życia rozdaje, ale to dobra sprawa, przyznaję i całego mechanizmu pramatki nie zatrzymuję. Niechaj trwa.

Ostatnio zaobserwowałam, że Kwiat strasznie entuzjastycznie do mej piersi podchodzi i gdy ten nektar życia przykładam, to nie może się opanować i macha tą swoją łepetyną, wcelować w ten dziub nie można, oczy jak pięciogroszówki (no, do pięciozłotówki jeszcze Mu daleko), cały jakiś taki targany emocjami. Podzieliłam się tą obserwacją z Kamilem:
- Jak przystawiam Kwiata do piersi, to on taki pełen emocji jest i tak nie można Go uspokoić.
- Wiesz, co? Jak ja pierwszy raz ujrzałem Twoje piersi też nie mogłem opanować emocji...

No pięknie.
Mam w domu dwóch samców, którzy na widok moich cycków popadają w jakąś emocjonalną ekstazę.

Tyle wygrać.

16 kwietnia 2014

Porodowe opowieści. 3.

W trakcie odpoczynku po trudach porodu, doktorki miłe czasem przechadzają się po salach, zaglądają tu i tam i oceniają poziom rehabilitacji, jak i ogólnej rekonwalescencji. Jedna Pani Doktorówna wpadła do mnie któregoś wieczora i po ogólnych oględzinach myśląc sobie, że już nigdy się nie zagoję i nigdy już nie będzie tak samo, z przerażeniem zapytałam:
- Pani doktor, a czy to się wszystko będzie trzymać? Czy mi się tam nic nie rozerwie?
- Nie ma prawa nic pęknąć. Ładnie wszystko jest zeszyte. No, chyba, że pani zechce odwrócić taboret i nadziać się na jedną z nóżek, to wtedy tak, ale patrząc na panią sądzę, że nie jest pani skłonna do takich praktyk. Dobranoc.
- ..branoc.

to się uspokoiłam, bo nóżki taboretu, faktycznie, nie kuszą.
jeszcze. 

15 kwietnia 2014

Porodowe opowieści. 2.

Leżę ciągle na porodówce. Kamil dzielnie przy mnie stoi. Prę, prę, prę.
I wypręłam. E, to znaczy urodziłam.
Kamil uroczyście przecina pępowinę. Gratki, gratki. Jak to zwykle bywa, po urodzeniu dziecka czas wypluć łożysko (na marginesie: wiecie, że dopiero w trakcie mojej ciąży dowiedziałam się, że człowiek też rodzi łożysko? serio. myślałam, że tylko koty mają taki... przywilej).
I wyplułam.
Pytam Kamila zdyszana i zziajana resztkami sił ej, jak wygląda moje łożysko?, bo w sumie nigdy nie widziałam i teraz też nie widziałam, bo leżałam w dziwnej rozkracznej pozycji. A Mąż mój jedyny, dobroduszny pocieszyciel, odpowiada w swoim stylu:
- Wiesz, co... trochę jak wołowina, tylko bardziej fioletowa....

łożyska może nie ujrzałam, ale śmiech na sali wszystkich zebranych lekarzy i położnych udało się nie przeoczyć.

14 kwietnia 2014

Porodowe opowieści.

Leżę na porodówce. 
Rozwarcie jest. Skurcze nie przychodzą. Nic mnie nie boli. Myślę sobie ej spoko, tak to ja mogę rodzić. Wlewają mi litrami oksytocynę. Taki płyn, co to niby przyspieszać ma akcję porodową. I nadal nic. Przychodzi zaciekawiony ordynator. Patrzy na jakiś skomplikowany papierek z zapisem tętna i skurczy, których, oczywiście, brak i mówi:
- Co Wy tej Pani dolewacie? Wodę święconą?! 



Powitajmy Maleńkiego!

Damy radę. Obóz szkoleniowy Kamila się przyda. 
Algorytm jakiś na Kwiata obczaimy i będzie z górki. 

Witaj, Kwiecie. Ulgo bólu porodowego.




4 kwietnia 2014

Bitwa na storczyki.

Nie wiemy jak do tego doszło.
W czerwcu ubiegłego roku, kiedy to szykowaliśmy prezenty dla Rodziców, Dziadków, Świadków i innych zainteresowanych, trzeba było obmyślić: Co tu kupić? Z kolei drugie pytanie jakie się pojawiało zaraz po pierwszym: Co tu kupić, aby było sprawiedliwie?!
Z Rodzicami sobie poradziliśmy, ze Świadkami też jakiegoś większego problemu nie było, tylko Ci Dziadkowie. Z Nimi to trzeba by było ostrożnie. No i Ciotka, co by pominiętą nie została, a dostrzeżoną i równie godnie uhonorowaną. Dobra. Koleżanka G. narysuje portrety, wporzo. Idea genialna, Dziadkowie na pewno się wzruszą, a że to jeszcze ręcznie rysowane i taki talent, to docenią. Ciotce się kupi jakiś zestaw biżuterii i też będzie na swój sposób wzruszona, no i może do tego kwiatki? O, kwiatki też wporzo. 
Weszłam z Brackim do Kauflandu dzień przed ślubem, na szybkiego, i w ręce wpadły mi te nieszczęsne storczyki. Myślę sobie, całkiem ładne, modne, zdobią parapety tylu Polakom, to przecież i Dziadkom też mogą dizajnersko potowarzyszyć.
I się zaczęło.
Z początkiem marca, tego roku, pierwszy telefon od Dziadków Taty. 
Karolina? Zakwitły! Kwiatki Nam zakwitły. Storczyk pąki wypuszcza i już jeden zakwitł! Zaraz zrobię zdjęcie i wyślę eMeseMesa!
Dostaję fotę. Ok. Ładnie. Na drugi dzień dzwoni oburzona Hrabina. ta od Dziadków Mamy i mówi, że to tak nie może być, że Dziadkom Taty zakwitł, a im nie. Po chwili dzwoni mąż Hrabiny, Dziadek Edek 
Karolina, nic nie zakwitł. Dziadek dzwonił. Jakieś felerny ten kwiatek. Ciekawe, czy Ciotce zakwitł. Ja do Niej zadzwonię i się spytam i dam znać, no to cześć!
Nie musiałam długo czekać. Dzwoni Dziadek Edek zawiedziony, że Ciotce też pierwsze pąki już puściły.
Dziadkowie Mamy postanowili przeczekać porażkę ogrodniczą i dali kwiatkowi tydzień na puszczenie pierwszych pąków. Po tygodniu, Hrabina zrezygnowana, kiedy to dowiedziała się, że Ciotce storczyk kwitnie co raz bardziej i piękniej, postanowiła przeprowadzić kwiata w jakieś inne miejsce. Może zmiana otoczenia dobrze kwiatowi zrobi, powiedziała. Babka Rozalka, od Dziadków Taty, dzwoni z poradami, że może złą wodą Hrabina podlewa, a Dziadek Z. dolewa oliwy do ognia, ogłaszając, że ich kwiatek z pewnością dany jest z miłości, dlatego tak pięknie kwitnie. Hrabina resztkami sił dokupuje jakiegoś nawozu i dolewa do wody, którą podlewa zawzięcie, przyjeżdża wzburzona na zwiady do Ciotki i porównuje etap kwitnięcia, po czym wraca do swojego domu z Ciotecznymi radami, że może by tak przyciąć łodygę... i czeka na rozwój sprawy. Dziadek Edek zdaje relację pod koniec marca, że u Ciotki zakwitło już dziesięć pączków, a u Dziadków Taty aż jedenaście, a u nich nic.
Po kilku dniach dostaję telefon. Jest! Jeden pączek! Pojawił się jeden pączek! 
I machina ruszyła. 
Storczyki koniec końców zakwitły u wszystkich. Oczywiście każdy z Dziadków, włączając w to poczciwą Ciotkę, zrobił sobie przy storczyku oficjalne zdjęcie z triumfującym uśmiechem i w formie eMeseMeSa wysłał do całej familii. Wszyscy są zadowoleni. Można spokojnie piwo pić na rodzinnych zjazdach.

Bitwa zakończona remisem. Do siego roku!